jak jechalem autobkiem
(jak jechalem autobkiem, to widzialem taka apetyczna dupeczke Ige, ktora rok temu skonczyla moje liceum, no ale kurwa nie bylo w poblizu przystanku/a(?) i sobie z nia nie pogadalem, a to fajna cipka (podobna troche do Foxy Brown), wiec szkoda) i oni akurat konczyli (kolejne) malowanie, chyba uzaleznili sie od oparow farby i ciagle robia malowanie, potem fazuja, jednym slowem sa wporzadalu, w przeciwienstwie do moich rodzicow, ktorych juz od dawna nie lubie. u "dziadkow" pierdyknalem herbe i wrocilem do domu, jak wracalem, to spotkalem takiego wariata ("syn kiepa i pojary"), ale tylko piatka byla, bo sie spotkalismy na pasach. wczesniej jak jeszcze bylem w domu dostalem SMSa od tego zioma, co nie wiedzialem, jak mu informatyka poszla, oto ten SMS : "HUBERT SORY ZE DZIS PISZE ALE WCZESNIEJ NIE MOGLE ZDALEM INFORMATYKE R***K I I**N NIE ZDALI JAK CO TO MAM ZIOLO JAK BYS CHCIAL" pisownia oryginalna procz gwiazdek, moj ziom juz sie za robienie pieniedzy wzial, mial krotka przerwe, trzeba jakos robic grosiwo.proste. na koniec bylem z mym ojcem w banku i na poczcie zalatwiac jakies gowna i juz nastepnym razem bede je zalatwial sam, bo z nim mozna sie wkurwic, wplacalismy hajsiwo na egzamy uniwersyteckie i kserowalismy potwierdzenie pierdzenie i je wyslalismy w pizdu do lodzi (browar w lodowce juz sie chlodzi), ale nie priorytetem jak normalni ludzie, tylko poleconym, zebym mial potwierdzenie, ktore jest mi NIEpotrzebne, ale moj stary zawsze narobi w chuj zametu(musialem wyjac portfel, z portfela kartke z adresem, adres wpisac w taki chujowy formularz dlugopisem, ktory przerywal), nie wiadomo, po co. wrocilem pod blok i na lawce siedzial moj kolezka (jestem coraz bardziej pewien, ze on jest chyba lekko uposledzony, ale nie dlatego, ze na razie ma z matur 2, 2, 2, bo to akurat o niczyym nie swiadczy, gdyby jaral hemp, to luz, ale on jest tak zmulony nie palac, jak ja po tygodniu codziennego jarania...) i poprzewijalem z nim o niczym, pierdolilismy cos o schorzeniach kregoslupa(!) i o nauce i jeszcze o czyms, nie pamietam i poszedlem do domu, na gore, oczywiscie glodny (pusta lodowka) i musialem czekac na moja mutter, ta przyjechala taxowa (ale zeby dac mi hajs na plyty albo inne uzywki to nie ma) i dzwoni domofoniarzem, zebym zszedl i wniosl torby z zakupami, a ja akurat poprawialem tytuly w "Z wrazliwosci nuta", fak det. tak oblukalem dzis te kafeje, do ktorej uczeszczam na neciwo i tam prawie zaden komp nie ma stacji dyskietek i nie wiem jak to dodam, moze maja chociaz jeden taki wypasiony, ze ma flopi.
w jakim jezyku to jest pisane?? Co to za bushman tak gardluje?? Bardzo interesujace, to chyba wszystko po troche, ale zdecydowanie nie jezyk polski??
ReplyDeletepozdrawiam