Mur w głowie, czyli Schengen alla polacca
Od 1 stycznia 2008 r. Polska ma stać się pełnoprawnym członkiem strefy Schengen, co powinno z definicji zaowocować likwidacją wszelkiej kontroli paszportowej - wjazdowej i wyjazdowej - na polskich granicach wewnętrznych Unii, czyli na granicach z Niemcami, Republiką Czeską, Słowacją i Litwą.
Rozstanie się z kontrolą graniczną, zwłaszcza wyjazdową, źródłem najwyższej słodyczy, jaką zna polski urzędnik na granicach Rzeczypospolitej, czyli opcją cedzenia przez zęby w twarz pobladłemu podróżnemu “no wicie, może was wypuścimy, a może was nie wypuścimy” wyraźnie bardzo ciężko przychodzi organom państwa.
W Niemczech stanęło przed sądem przynajmniej kilku byłych funkcjonariuszy Vopo oskarżonych o morderstwo na granicy, i kilku rozkazodawców poszło za to do więzienia. Instytut Gaucka odnalazł ostatnio w archiwach jednej ze swoich filii kopię rozkazu zabijania na granicy kobiet i dzieci, więc mam nadzieję, że jeszcze jacyś prominenci NRD staną za to przed sądem. Natomiast w Polsce, o ile wiem, żaden były żołnierz lub oficer WOP PRL, również otwierających ogień na “zielonej granicy” bez większych ceregieli, nie został pociągnięty do odpowiedzialności za morderstwo uciekiniera. Być może Polacy badziej niż Niemcy akceptują tezę, że próba wyjazdu za granicę bez zgody państwa powinna być karana śmiercią?. No cóż - dawne czasy, dawna sztuka, dawna strata, w czasie (zimnej) wojny każdy dźwigał własny ciężar. Było, minęło. Ale wielu spadkobierców WOP wyraźnie nie może się pogodzić z faktem, że ‘to se ne vrati’ , poniewaź strażnicy graniczni właśnie poczuli się niedowartościowani i zagrożeni przez Schengen.
Zamiast skorzystać z niebywałej wprost okazji, zdarzającej się raz na stulecie, do dramatycznej redukcji zatrudnienia w sektorze publicznym, albo uzupełnienia za jednym zamachem i bez dodatkowych wydatków wszystkich braków kadrowych policji w całym kraju, Straż Graniczna kombinuje teraz, żeby się to tak jakoś, wicie, dało zrobić, żeby te, wicie, wewnętrzne granice niby otwarte były, ale żeby one nie były takie całkiem otwarte, bo inaczej niebo się zawali na głowę państwu i jego pogranicznikom.
Dwa niedawne artykuły dokumentujące panikę w SG RP podpinam w komentarzach, zanim spadną do archiwów swoich witryn. Według kiełkującej w tych artykułach nowej polskiej myśli granicznej, Schengen to jest zagrożenie z zachodu.
Polska strategia schengeńska ma być zatem taka, że i Brukseli świeczkę, i czapce z daszkiem i orzełkiem ogarek. Tak, żeby zmieniło się jak najmniej, a SG RP mogła kontynuować tradycje Wojsk Ochrony Pogranicza. Nie bacząc na to, że to nie jest bynajmniej kultura otwierania granic, tylko kultura kluczników szlabanu, fachowców od trzymania własnej ludności siłą w granicach własnego terytorium.
Stawiam dobre piwo w słowackim vyčapie zaraz za Łysą Polaną, że Straż Graniczna RP będzie walczyć do ostatniego strażnika przeciwko zaprowadzeniu porządku granicznego, w którym polski taternik mógłby przekroczyć granicę polsko-słowacką w Tatrach gdzie mu się spodoba, powspinać się po słowackiej stronie, zejść do Popradskiego Plesa, zjeść tam obiad, napić sie piwa i przenocować, a następnego dnia wrócić do Morskiego Oka przez Przełęcz pod Chłopkiem, nie opowiadając się z tej międzynarodowej podróży żadnemu umundurowanemu kretynowi.
Tak było w Tatrach przed II wojną światową, i tak według przepisów unijnych ma być w Schengen. Granica polsko-słowacka w Tatrach lub polsko-czeska w Sudetach ma być tak samo niedostrzegalna, jak australijsko-włoska w Tyrolu czy francusko-włoska w Alpach. Ale wygląda na to, że nie będzie, bo Straż Graniczna położy sie w poprzek ścieżki i będzie wyć nieludzkim głosem, że nikak niet, nie nużno i nie nada, bo anarchia, terroryzm, podejrzani cudzoziemcy, szmugiel, broń masowej zagłady, przemyt dzieł sztuki, wstrząsanie podstawami bytu państwowego etc. etc., wszystko jedno, czy do sensu, byle głośno. Będą to robić, bo taki reżim graniczny przeczy wszystkiemu, o co walczyli polscy pogranicznicy przez ostatnie dwa pokolenia.
Furda, że niepotrzebnych już nikomu strażników z zachodnich i południowych granic RP jest prawie dokładnie tylu, ilu polskiej policji brakuje funkcjonariuszy.
Furda, że SG i policja to są dwie służby mundurowe podległe temu samemu MSW, więc przynajmniej teoretycznie strażnicy graniczni mogą zostać przeniesieni do policji jednym pociągnieciem pióra - naturalnie z opcją rezygnacji ze służby.
Furda, że we Francji i Włoszech w wyniku Schengen na zieloną trawkę puszczono tysiące zbędnych funkcjonariuszy niepotrzebnych jednostek granicznych Gendarmerie Nationale i Guardia di Finanza.
Furda, że Niemcy skorzystały z Schengen aby zreformować straż graniczną (Bundesgrenzchutz) i przekształcić ją od 2005 roku w policję federalną (Bundespolizei), o obowiązkach zasadniczo zmienionych i daleko szerszych niż graniczne łapanki.
Bundespolizei, dawniej Bundesgrenzschutz, to obecnie morska straż przybrzeżna z jednostkami patrolowymi i ratowniczymi, ochrona budynków urzędów państwowych i ambasad państw obcych w Niemczech, jednostki szybkiego reagowania typu ZOMO interweniujące w razie rozruchów, ochrona lotnisk i dworców kolejowych, elitarna jednostka antyterrorystyczna GSG 9, uzbrojeni strażnicy umieszczani w miarę potrzeby po cywilnemu na pokładach samolotów pasażerskich (sky marshals), jednostki policyjne biorące udział w międzynarodowych operacjach ONZ (Kosowo, Sudan, Liberia, Afganistan, strefa Gazy, Mołdawia, Gruzja), funkcjonariusze delegowani na lotniska krajów pozaeuropejskich, doradzający liniom lotniczym jak rozpoznawać fałszywe dokumenty i nie dopuszczać na pokłady samolotow azylantów szwarcujących się do Niemiec ze sfałszowanymi papierami, ochroniarze dla niemieckich ambasad w krajach, gdzie ambasady potrzebują uzbrojonej ochrony, oraz państwowe ratownictwo helikopterowe interweniujące w razie poważnych wypadków, katastrof i klęsk żywiołowych.
To wszystko polska Straż Graniczna też mogłaby robić, ale Straż nie chce. Albo się Straży nie chce, albo Straż nie umie, albo jej się nie opłaca, albo jest jej za zimno, albo za gorąco, albo faza Księżyca jest niewłaściwa. A w gruncie rzeczy chodzi o to, że to wszystko to jest poniżej godności prawdziwego pogranicznika, który jest od tego, żeby wróg z kraju nie uciekł.
Pilnować ambasad w Warszawie, albo rozpędzać manifę feministek jest, zdaje się, widziane jako degradacja przez każdego, kto pamięta jak było, kiedy tatuś przyszedł rano do domu i opowiedział, jak zastrzelił faceta próbujacego nocą przepłynąć Odrę, albo kto wie z własnego doswiadczenia jak fajnie było zawracać taterników znad Czarnego Stawu nad Morskim Okiem, bo to strefa nadgraniczna.
Nad tym stawem to dopiero było zwycięstwo suwerenności granicznej! Na pewno gdzieś w jakiejś Izbie Pamięci wiszą w gablocie pożółkłe zdjęcia z tych ważnych operacji, z wyciętymi z tektury literami “na orlej perci”, albo coś w tym rodzaju. Czujność WOP zmuszała wtedy wyjątkowo złośliwych przestępców granicznych, maskujących się jako miłośnicy wspinaczki, do wstawania wcześnie i chodzenia spać późno, aby zdążyć wyjść w góry przed postawieniem dzielnych bojców na ścieżce, a wrócić dopiero po ich odejściu na kolację i szkolenie z politrukiem strażnicy na Łysej Polanie. Zysk państwa z czujności organów ochrony pogranicza czających się w kosodrzewinie nad Czarnym Stawem był taki, że niewyspany wróg miał mniej czasu na knucie przeciw PRL. Pilnować ambasad w Warszawie, albo rozpędzać manifę feministek jest, zdaje się, widziane jako degradacja przez każdego, kto pamięta jak było, kiedy tatuś przyszedł rano do domu i opowiedział, jak zastrzelił faceta próbujacego nocą przepłynąć Odrę, albo kto wie z własnego doswiadczenia jak fajnie było zawracać taterników znad Czarnego Stawu nad Morskim Okiem, bo to strefa nadgraniczna.
Dziś jest wymarzona okazja, by przestać pilnować Rysów, strażników posłać do domu, a w byłej strażnicy na Łysej Polanie zrobić góralską knajpę albo schronisko. Tylko że Straż Graniczna RP wcale nie chce przenieść swoich strażników tam, gdzie są potrzebni i gdzie w zamyśle Unii mają być, czyli na polskie granice zewnętrzne Unii - z Federacją Rosyjską, Białorusią i Ukrainą, choć tam mogliby dalej robić wszystko, co cieszy serce prawdziwego wopisty. Straż duma, jaki by tu wynaleźć sobie profil działalności, żeby zostało mniej więcej tak jak było, to jest, żeby im Bruksela nie pluła w twarz, a słowo Straży dalej bylo prawem w promieniu 15km od każdej granicy, a w miarę możliwości nawet dalej.
Straż Graniczna zapewne liczy na moralne poparcie Frontexu, unijnej agencji ochrony granic, ponieważ mieści się ona w Warszawie. Ja bym na to zanadto nie liczył. Przeciwnie, myślę że Frontex polapie się błyskawicznie, jeśli po 1 stycznia 2008 roku kontrola graniczna na granicach wewnętrznych, ktora miała być rozmontowana, faktycznie pozostanie na miejscu. Frontexem kieruje doświadczony Fin w stopniu pułkownika fińskiej straży granicznej, który swego czasu dowodził na granicy radzieckiej, więc jest obeznany z konceptami ochrony granic opartymi na myśli Feliksa Dzierżyńskiego. Ilkka Laitinen nie jest rownież skłonny do dziecinnej łatwowierności, w myśl której wszystkie wilki od 4 czerwca 1989 roku żywią się jedynie trawą - warszawski Frontex posiada komórkę bezpieczeństwa (elegancki eufemizm kontrwywiadu), a agencja wyprowadziła się z biur wspaniałomyślnie zaoferowanych jej w 2005 roku przez polskie MSW i wynajęła sobie własne. Ciekawe, dlaczego unijna agencja w unijnej stolicy potrzebuje personelu osłony kontrwywiadowczej oraz biur, które może sama dokładnie przeszukać?
O egzystencji muru granicznego w głowach polskich pograniczników najlepiej świadczy zabawa, jaka sobie znalazła polska Straż Graniczna w Tatrach w 2006 roku. Dzielni bojcy wzięli się mianowicie za turystów w schroniskach tatrzańskich, wymierzajac mandaty i kierując do sądu grodzkiego sprawy o brak zameldowania w strefie nadgranicznej, bo przecie niezameldowany turysta mógłby przez granicę uciec. Nic nie szkodzi, że na Słowację, przez otwartą granicę wewnątrzunijną. http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,68586,3410493.html
Podstawa prawna? Dekret z 23 marca 1956 r. o ochronie granic państwowych, przepisany prawie w całości do ustawy z 12 października 1990 r. o ochronie granicy państwowej.
Biedne chłopaki… przedtem mogli decydować nawet o łowieniu ryb, a dziś pilnie im potrzebna złota rybka, ta od spełniania życzeń, by ich ocalić od zsyłki na Syberię, czyli polską granicę wschodnią.
komentarze
Zapłacimy za bezczynność na granicach
2007-08-03 04:42
Zapłacimy za bezczynność na granicach
Co drugi funkcjonariusz Straży Granicznej od nowego roku nie będzie miał nic do roboty, ale zachowa pensję i przywileje - dowiaduje się DZIENNIK. Bo choć znikają kontrole na granicach z Niemcami, Czechami, Słowacją i Litwą, rząd nie planuje żadnych zmian kadrowych
Takiego przypadku Unia Europejska nie zna. Nawet najbogatsze państwa zachodnie skorzystały z przystąpienia do strefy Schengen, aby radykalnie ograniczyć wydatki na pilnowanie granic i odesłać pracowników straży do innych zajęć. Ale nie Polska. "Mogę zaręczyć, że żaden etat nie zostanie zlikwidowany, nikt też nie będzie się musiał przenosić" - zapewnia Justyna Szubstarska, rzeczniczka Straży Granicznej.
Zapłacą podatnicy. Na utrzymanie ośmiu tysięcy funkcjonariuszy, pilnujących dziś granic z krajami Unii, idzie blisko połowa budżetu Straży Granicznej, który sięga półtora miliarda złotych rocznie. Zaś inne instytucje porządkowe potrzebują ludzi z doświadczeniem w użyciu broni i tropieniu przestępców. W samej policji na obsadę czeka osiem tysięcy etatów - dokładnie tyle, ilu funkcjonariuszy granicznych będzie bezczynnie pobierało uposażenia. Samej Straży Granicznej brakuje też co ósmego pracownika - tyle że do pracy na przejściach z Białorusią, Ukrainą i Obwodem Kaliningradzkim, gdzie warunki są o wiele gorsze. Z powodu braków kadrowych nie można otworzyć nowych przejść granicznych, a na istniejących czeka się godzinami w kolejkach.
Od 1 stycznia każdy z nas będzie mógł w dowolnym miejscu przepłynąć wpław Odrę czy przejść na słowacką stronę Tatr. Co tam ma jeszcze robić Straż Graniczna? Po tym pytaniu Justyna Szubstarska przez dłuższą chwilę milczy. "Utworzą brygady, które mają łapać nielegalnych imigrantów w kilkudziesięciokilometrowym pasie granicznym" - rzuca wreszcie niepewnie. Ale zaraz też przyznaje, że nie słyszała o choćby jednym przypadku Niemca, który próbowałby nielegalnie przedostać się do Polski w poszukiwaniu lepszego życia.
To może kontrola bagażników aut przyjeżdżających z sąsiednich krajów UE? "Cała Unia do jeden rynek. Można przewozić wszystko i w każdej ilości" - ucina rzecznik unijnej Agencji Kontroli Granic Frontex Michał Parzyszek. A co z przemytem tytoniu? Różnice w cenie papierosów między Niemcami i Polską są ogromne. Tyle że to u nas są one trzy razy tańsze niż za Odrą. Jeśli więc przemyt będzie, to jest to zmartwienie Niemców, nie Polaków.
Wszystko wskazuje więc na to, że jedynym wytłumaczeniem decyzji rządu jest obawa przed reakcją związkowego lobby. "To nasze wielkie zwycięstwo" - zaciera ręce Jacek Zakrzewski, lider NSZZ funkcjonariuszy SG. "Ludzie się zakorzenili na zachodniej granicy. Wie pan, jaki to stres takie przenosiny? Większość żon strażników zapowiedziała, że się nie wyprowadzi, a taka rozłąka to recepta na rozwód. Zresztą sam pan rozumie - każdy woli być bliżej Berlina niż białoruskiego Mińska" - tłumaczy.
Pod zaniechaniem zmian kadrowych podpisał się szef MSWiA Janusz Kaczmarek, ale pierwszy na ten pomysł wpadł jego poprzednik z SLD Ryszard Kalisz. Dziś jest bohaterem w Straży Granicznej. "Niedawno jechałem pociągiem przez Słubice. Wszyscy strażnicy przyszli do mojego przedziału z podziękowaniami" - wspomina wzruszony.
"Kiedy byłem ministrem, obiecałem tym ludziom, że nie zapłacą za to, że Polska przystępuje do Schengen" - tłumaczy DZIENNIKOWI.
Powodów utrzymania straży po przystąpieniu do Schengen nie znalazł w przeszłości żaden kraj Unii. Francja co prawda utworzyła ?ruchome brygady? mające m.in. zapobiec przemytowi narkotyków z Holandii. Ale znalazła w nich zatrudnienie tylko niewielka grupa funkcjonariuszy. Gdy znikały kontrole na granicy Niemiec z kolejnymi sąsiadami, władze w Berlinie najpierw przesunęły strażników tam, gdzie ruchu granicznego trzeba było jeszcze pilnować (czyli na Wschód), a potem całkowicie zlikwidowały Straż Graniczną (Grenzschutz), wcielając ją do policji. We Włoszech zatrudnieni w pilnującej granicy Guardia de Finanza też musieli zmienić zawód. Na przeprowadzkę na wschodnią granicę państwa lub poszukanie nowego zajęcia byli zresztą również skazani polscy celnicy, gdy w maju 2004 roku stali się niepotrzebni po przystąpieniu naszego kraju do Unii.
"W ramach strefy Schengen granice wewnątrz Unii przestają być granicami państw, a raczej upodabniają się do linii, dzielących województwa czy regiony" - tłumaczy Pietro Petrucci, rzecznik Komisji Europejskiej. Można je przekraczać w dowolnym miejscu. Nie ma też zasadniczo powodów, aby takiego obszaru w szczególny sposób pilnować. "A jeśli są nadzwyczajne przypadki, jak wtedy, gdy przywrócono kontrole między Francją i Włochami w czasie szczytu G8 w Genui, zajmuje się tym policja" - dodaje.
Jędrzej Bielecki
Pora na Schengen-busy
Sobota, 11 sierpnia (08:36)
Polska po wejściu do układu z Schengen może być bardziej narażona na nielegalną imigrację czy próby przemytu dzieł sztuki - ocenia komendant główny Straży Granicznej Mirosław Kuśmierczak.
Zapewnia jednak, że podległa mu formacja jest przygotowana do zmian i nowych wyzwań związanych z rozszerzeniem tego układu.
"Wejście do Schengen pociąga dla nas szereg implikacji, szczególnie na granicy wewnętrznej (z innymi krajami układu Schengen). Straż Graniczna nie będzie bezpośrednio ochraniać tej granicy i kontrolować ruchu granicznego. Będzie miała jednak pozostałe zadania, które dotąd realizowała" - zaznaczył komendant.
Jak wyjaśnił chodzi m.in. o zapobieganie nielegalnej imigracji. Wielu obcokrajowców, którzy chcą wyjechać na Zachód, może bowiem próbować wykorzystać to, że na granicy z innymi członkami Schengen - Niemcami, Słowacją, Czechami i Litwą - nie będzie kontroli. "Granica wewnętrzna będzie chroniona, zmienimy tylko sposób działania" - zapewnił Kuśmierczak. Dodał, że drogi dojazdowe do granic i trasy międzynarodowe kontrolować będą tzw. grupy mobilne - zespoły patrolowo-interwencyjne. Ich zadaniem będzie sprawdzanie dokumentów, legalności pobytu cudzoziemców oraz zapobieganie przemytowi m.in. broni, papierosów, narkotyków i dzieł sztuki.
"To, że nie będzie granicy, to wcale nie oznacza, że zniknie przemyt bo nie będzie wolnego przepływu towarów akcyzowych. Będzie można przewieźć np. 800 sztuk papierosów, 10 litrów spirytusu, 20 litrów wina o zwiększonej zawartości alkoholu, 60 wina musującego" - wyjaśniał komendant.
Jego zdaniem całkowite otwarcie granic może też ułatwiać przedostanie się na terytorium Polski potencjalnych terrorystów. "Takie zagrożenie też musimy brać pod uwagę, choć Polska na szczęście nie jest głównym celem takich ataków" - dodał.
Jak podkreślił, pracę strażników granicznych będą usprawniać m.in. tzw. schengen-busy, pełniące rolę "przewoźnych przejść granicznych". Będą to specjalne samochody wyposażone w sprzęt niezbędny do przeprowadzenia kontroli - np. komputer podłączony do baz danych zawierających m.in. informacje o osobach poszukiwanych, urządzenia do sprawdzania odcisków palców czy mini laboratoria do wykrywania narkotyków.
"W pierwszym rzucie chcemy zakupić ich ok. 10, docelowo ok. 30" - zaznaczył komendant. Dodał, że na granicy polsko-czeskiej, słowackiej i litewskiej będą wprowadzane wspólne patrole wzorowane na działających już polsko-niemieckich. Rozważana jest także możliwość wspólnych patroli z schengen-busami.
"Będziemy mogli wówczas skierować więcej funkcjonariuszy do służby patrolowo-interwencyjnej. Planujemy też wspólne loty śmigłowcami, wspólne patrole jednostkami pływającymi" - powiedział Kuśmierczak.
Jak zaznaczył, wiązać się to będzie z koniecznością przeszkolenia funkcjonariuszy z przepisów prawa obowiązujących w poszczególnych krajach. "Czeski czy słowacki funkcjonariusz musi po naszej stronie przestrzegać naszych przepisów a nasi funkcjonariusze muszą zapoznać się z przepisami obowiązującymi u sąsiadów" - dodał.
Komendant poinformował także, że w sumie liczba strażników granicznych na przyszłej granicy wewnętrznej Schengen (liczącej około 1880 km) została zmniejszona o ok. 3 tys. - obecnie jest ich tam 5 tys. 200.
Na granicy zewnętrznej, liczącej ponad 1600 km liczba strażników zwiększyła się natomiast o ok. 5 tys. 300. Teraz jest ich blisko 10 tys. Kuśmierczak poinformował również, że zwrócił się do szefa MSWiA o zwiększenie limitu przyjęć funkcjonariuszy w przyszłym roku o 1100 osób. "Powstaną nowe lotniska m.in. w Modlinie. Planujemy też otwarcie trzech nowych przejść granicznych na odcinku polsko-ukraińskim" - wyjaśniał.
Strefa Schengen ma zostać rozszerzona w styczniu 2008 r. We wrześniu do Polski przyjadą eksperci unijni, którzy ponownie skontrolują stan przygotowań infrastruktury polskich lotnisk do wymogów układu oraz polskich służb do korzystania z systemu informacyjnego Schengen
hmm
Oj, jest co robić
IMHO otwarcie granic grozi nam tym, że ułatwimy życie co najmniej :
- terrorystom islamskim, dla których polska JEST potencjalnym celem
- różnym grupom przestępczym od narkotyków, dzieł sztuki, handlu żywym towarem etc.
- kibicom, alterglobalisto i innym fachowcom od zadym
Tyle że tak naprawdę, to może poza tą ostatnią grupą, straż graniczna nie potrafi ich zwalczać efektywnie. Od tego jest policja (CBŚ) i służby wywiadowcze. Ciekawe, czemu dotąd nikt nie pomyślał o tym, aby kosztem ex-straży granicznej zwiększyć potencjał tych służb
potwierdzam
St. Wiarus jak zwykle leczy objawy choroby
Czy ja dożyję tej pociechy, że St. Wiarus wyłoży głupiąteczkom, gdzie pogrzebano psa wrogości polityki RP wobec Polonii?
http://salonniezaleznych.org/forum/viewtopic.php?p=10044#10044
Koń jaki jest, każdy widzi
Ponieważ Polonia z zagranicznymi obywatelstwami (nie mylić z gastarbeiterami) jest od Warszawy prawnie i materialnie niezależna, to jest rownieź generalnie (z podanymi wyźej wyjątkami) nieprzekupna. Warszawie zaś od zawsze programowo odbija palma na punkcie wszystkiego, czego nie kontroluje, więc próbuje bez powodzenia stworzyć sobie własną Polonię, taką która tylko jej słuchać będzie i placić.
Polonia jest trochę jak Falun Gong. który chinska partia komunistyczna zaczęła prześladować po tym, jak 25 kwietnia 1999 roku kilkanaście tysięcy ludzi otoczyło kompleks mieszkalny kierownictwa partyjnego Zhongnahhai w Pekinie, wykonało serię ćwiczeń gimanstyki qigong i rozeszło się do domów, demonstrując w ten sposób, źe w Chinach istnieje zorganizowana alternatywa społeczna wobec partii komunistycznej i doprowadzając przez to jej kierownictwo do białej gorączki.
W ten sam sposób samo istnienie Polonii nieposłusznej Warszawie doprowadza do białej gorączki tą ostatnią, bo dowodzi, źe sprzedaż kitu idzie kiepsko. Zbiegiem okoliczności, wyłonienie się Polonii w charakterze ducha ojca Hamleta, przypominającego establishmentowi warszwskiemu jego nieciekawą prowenciencję nastąpiło rownież w 1999 roku, w postaci spontanicznego ruchu oporu przecwko kanonizacji uczestnikow Okrąglego Stołu na konferencji Uni of Michigan w Ann Arbor, 7-10 kwietnia 1999, znanego jako Akcja NOT WELCOME.
Przypominam, źe Jaruzelski i Kiszczak nie pojechali, jak planowano, na konferencję w Ann Arbor,w wyniku powstania istotnej szansy, że obaj mogliby bez względu na jakiekolwiek immunitety zostać aresztowani w USA na podstawie prywatnego oskarźenia cywilnego opartyego na Alien Tort Claims Act (28 U.S.C. §1350) oraz Torture Victim Prevention Act (28 U.S.C. §1350).
Lech Kaczyński natomiast w Ann Arbor był.
Antypolonija furia krajowa rozpoczęła się wkrotce po powrocie uczestników konferencji z USA.
Niemniej dziś rewolucyjny ferment musi przyjść od wewnątrz kraju, nie na białym koniu przez ocean, stąd sam jestem zwolennikiem pracy edukacyjnej u podstaw, do której i tekst o Schengen należy..
Koń koniem - a Zaorscy A.D. 1997 to pies?
Wygląda na to, że podgotowka propagandowa powstała przed http://paszporty.blogspot.com/2007/06/10-lat-pniej.html
Schengen? Cos tu nie gra!
Liczba pogranicznikow stale wzrasta!
http://www.beskidzka.com.pl/index.php?action=viewnews&id=4950
Pozdrawiam
@ Filipek - koń jaki jest...
Dla wielu moich czytelników, każdy po 40-ce to stary piernik. Ludzie, którzy mają dziś 40 lat, podczas OS mieli 12, i nasz Weltschmerz na temat okrągłego mebla dla nich nie jest ani oczywisty, ani też nie jest przez nich automatycznie rozumiany. Doświadczylem praktycznie, że kiedy pierniki naszej generacji zaczynają mówić o Okrągłym Stole, obecne pokolenie traci koncentrację po 30 sekundach, zainteresowanie po 45, głowa zaczyna ich boleć po 60, a po 90 sekundach równie dobrze mógłbym mowić o prakseosemiotyce, bo i tak już nikt nie słucha. Wydarzenia sprzed 18 lat mało komu poniżej pięćdziesiątki w ogóle obecnie pobudzają cokolwiek w płatach czołowych. Niewątpliwie dokładnie tak w zamyśle Kiszczaka miało być.
To są obiektywne skutki nie tylko celowo ahistorycznej polityki edukacyjnej w III RP, ale także ogólnego dogłupiania systemu edukacji w imię popo, oraz rozplenienia się powszechnego przekonania, że wszystko można i należy tłumaczyć w formie 15-sekundowego sound grab, a jeszcze lepiej 30-sekundowego video clip, w miarę możliwości z napisem u dołu ekranu, nie dłuższym niż trójwyrazowy, objaśniającym co się dzieje na obrazku, według formuły "Bush falls down", "Hundreds die horribly", "PM dismisses minister" , "Man bites dog" etc. A jeśli coś się tak wytłumaczyć nie da, to znaczy że nie jest warte zainteresowania. Wyjątkami od tej zasady są przypadki historycznych hobbystów, takich jak pan i ja.
W związku z czym ja, jako historyk z wykształcenia i były krótkotrwały asystent uniwersytecki, staram się dostosować swoją strategię nauczania do obiektywnych możliwości umysłowych studenta. Poruszam tematy mniej ambitne, w których student czuje kontekst, zamiast fundamentalnych, w których student kontekstu nie czuje. Gość, który nie rozumie za cholerę, dlaczego nie należy ufać Gieremkowi, ani nie rozumie, dlaczego to jest ważne, żeby mu nie ufać, ale wie, że chciałby móc chodzić turystycznie na Orawę bez opowiadania się nikomu, nie strawi rewindykacyjnego felietonu o Okrągłym Stole. Są natomiast szanse, że przeczyta do końca o Schengen.
Proszę zatem pozwolić mi dążyć do celu na własny sposób.
Tak jak o pszczółkach i kwiatuszkach w temacie rozmnażania?
Z grubsza wyczuwałem całe to owijanie w bawełnę ad usum delphini.
Po pewnym czasie pomyślałem sobie, że też jestem czytelnikiem i też mam swoje czytelnicze prawa ;)
Więc się upomniałem o swoje. A takich jak ja starych pierników, którzy pamiętają z autopsji, jak to było, jest nas circa milionik poza granicami tudzież z dziesięć milioników, co pozostała.
Nie jest to więc marginalna rzesza.
Przejście na literaturę dla młodzieży - łatwą i przyjemną - to IMHO autocenzura. Oczywiście St. Wiarus wie, co robi i jest to całkowicie Jego sprawa. Once in a blue moon I shall permit myself to disturb His Hollines with the voice of the old hands.
tiaaaa..... czyli okiem starego słupka
Fajno, piękno tylko skąd ta niechęć autora do jakby nie było polskich i całkiem nieźle mimo wszystko wyszkolonych formacji granicznych ?
Jakiś osobisty uraz ?
No cóż każdy ma różne doświadczenia.
W tej firmie, formacji nie ma spadkobierców WOP, może trafiłeś na jakiegoś gamonia ale idę o zakład że w twojej pięknej Australii miałeś do czynienia z nie jednym idiotą na cle czy odprawie. Nie oceniaj wszystkich, całej formacji z perspektywy Okęcia czy monstrualnie i absurdalnie przerośniętej Komendy Głównej.
Większość szaraków w tej formacji jest dumna z noszenia jej munduru i spełniania swej roli małego trybu w tej Schengenowskiej machinie. Trochę szacunku mimo wszystko, ja jestem dumny że noszę polski mundur z orzełkiem w koronie, jestem zwykłym sierżantem ale kiedyś, nawet mi się to nie śniło (rocznik 73).
Polecam zainteresowanym stronę związku f-szy SG nszzfsg.org proszę poruszać wszelkie tematy, ale szanujmy ludzi którzy wykonują swoje obowiązki nawet jeśli są trochę zbyt gorliwi.
pozdr:)
doucz się ciemniaku
0 komentarze:
Post a Comment
You can use some HTML tags, such as <b>, <i>, <a> You can type in the link:
<a href="http://chessforallages.blogspot.com/2010/05/my-policy-on-comments.html"> My Policy on Comments</a> → more info