Wirtualna Polonia: "Odpowiadanie na belkot jest chyba najtrudniejszym rodzajem odpowiedzi jaka czlowiek moze podjac. Dlatego odpowiadanie na to co podpisal Lech Walesa (bo pisal to ktos inny, biegly w pisaniu a nie podpisany) nie sprawia mi ani przyjemnosci ani satysfakcji. Uwazam jednak ze odpowiedziec musze i to odpowiedziec niejako z urzedu w imieniu tych w wypowiedzi Pana oplutych.
Jest to dla mnie tym trudniejsze ze kiedys bylismy bliskimi wspolpracownikami i to Lech Walesa wysunal moja kandydature na wiceprzewodniczacego KK na I Zjezdzie „S”, co po uzgodnieniu ze swoim Regionem (Warminsko Mazurskim), ktorego bylem wczesniej przewodniczacym – zaakceptowalem.
Zaczne od przyznania pewnej marginalnej dla sprawy racji Walesie na ktorego publiczny list adresowany do ogolu Polonii tu publicznie odpowiadam: - Prawda jest ze na poczatku lat 80tych wyjechalo z Polski wielu opiortunistow, wielu wyslanych przez PRL agentow, wielu ludzi przedkladajacych wyjazd (najczesciej z rodzina) ponad wiezienie czy represje – czasem bardzo dotkliwe i uniemozliwiajace normalne zycie. Pisze mi sie to latwo bo nie naleze do zadnej z tych kategorii o czym L.Walesa wie.
Inna prawda jest tez, ze wiecej ludzi wyjechalo z III RP uciekajac przed ubostwem i przesladowaniami nie wiele rozniacymi sie od PRLowskich, wielu wyjechalo z III RP rownie sluzbowo w czasie prezydentury Lecha Walesy i Aleksandra Kwasniewskiego w celu inwigilacji i sterowania Polonia. Znow - jest mi latwo o tym pisac bo i do tych kategorii nie nalezalem. Ludzie Ci zostali przez Pana & Consortes na wyjazd skazani, zmuszeni, lub sluzbowo wydelegowani..
Wyjechalem z Polski (a pisze o tym bo bylo zapewne wielu innych o podobnej motywacji) bo zaobserwowalem rozpoczynajacy sie proces dawania sobie buzi naszego bylego „Wodza” i jego wspolnikow z naszymi bylymi wrogami. Dla mnie i dla tych mnie podobnych alternatywa wyjazdu nie bylo wiezienie, nie byla smierc glodowa, a checia wyjazdu nie byla chec poprawienie sobie bytu. Wrecz przeciwnie – ja zdawalem sobie sprawe, ze wyjezdzajac z pustymi kieszeniami bytu lepszego niz mialem w PRL (szczegolnie przed uwiezieniem, ktore odsiedzialem w calosci, bez ubiegania sie o laske ani o warunkowe zwolnienie) na emigracji sobie nie zbuduje.
O scenariuszu przyszlej Magdalenki, oczywiscie bez jej nazwy i daty – wiedzialem od wczesnej wiosny roku 1983, a dowiedzialem sie o nim w wieziemniu w Leczycy od Frasyniuka, ktory wybelkotal cala prawde o planach majac mnie za swojego - no bo bylem wiceprzewodniczacym Zwiazku z kandydatury Walesy, a poza tym kto, w pojeciu Frasyniuka, mogl taka swietna oferte udzialu odrzucic, nieprawdaz?
W detale tej ofertu nie wierzylem przez ponad pol roku bo byly zbyt odrazajace. Dlatego prosto z wiezienia udalem sie w dniu 17 wrzesnia 1983 roku do Lecha Walesy, z moim stanowojennym adwokatem, ktory mnie na Zaspe zawiozl i ktory byl swiadkiem naszej krotkiej rozmowy. Chcialem Walese ostrzec przed kielkujaca za naszymi (jego i moimi) plecami zdrada. Zamiast tego zaskoczylem go i wyraznie zmieszalem faktem ze o tym wiem i ze rozmawiamy o tym przy osobie trzeciej. Kilkakrotnie usilowal zmienic temat i zbagatelizowac go powtarzanym pytaniem dlaczego z takim durniem jak Frasyniuk w ogole rozmawialem. Reakcje byly czytelne i przekonalem sie ze o sprawie wiedzial. Nie przeciagalem rozmowy i wyszedlem wraz ze wspomnianym swiadkiem. Bylo to moje ostatnie spotkanie z Lechem Walesa, nie liczac otarcia sie w Kosciele Swietej Brygidy, gdzie w czasie pozniejszego zabiegu (koroneografia w Klinice Akademii Medycznej) wstapilem.
Jeszcze przez jakis czas mialem watpliwosci czy „wiedziec” znaczylo w przypadku Walesy „uczestniczyc” w planie. Watpliwosci rozwialy sie na poczatku roku 1986 (sledzilem uwaznie dostepne relacje o sytuacji w mozliwych zrodlach polskich, z bibula konspiracyjna wlacznie) i zagranicznych. Relacje te i widoczne dla mnie zjawiska potwierdzaly mi zaawansowany juz etap planu o jakim uslyszalem w ZK Leczyca. Obrzydzenie jakie mnie wtedy opanowalo bylo glownym powodem mojego wyjazdu
Rok czasu zajelo mi zalatwienie formalnosci emigracyjnych i likwidacja swoich spraw w Polsce (od wyjscia z wiezienia bylem pozbawiony pracy ale mialem zarejestrowana i dzialajaca pracownie projektowa – jestem inzynierem). Wyjechalem 7 maja 1987 roku (a wiec przwie cztery lata po wyjsciu z wiezienia), na zaproszenie i na koszt rzadu Australii, ktory uznal moje kwalifikacje zawodowe za uzyteczne w nowym kraju.
Aby dopowiedziec do konca – wyjechalem z „obrzydzenia” do zycia w Kraju, gdzie rzadza bandyci a flirtuja z nimi, juz otwarcie, moi wczesniejsi wspoluczesnicy walki z tymze bandytyzmem politycznym. Pierwsze lata byly emocjonalnie trudne i pracowite bo odbudowywalem swoja baze zyciowa od zera, a wyjechalem majac lat prawie 48) . Do roku 1996 moje wiadomosci o sytuacji w Polsce i o zaistnialych ukladach politycznych i mafijnych pochodzily glownie z listow od znajomych, rodziny i bylych kolegow z „S”. Tresc tych informacji sprawila ze nigdy nie zalowalem swojej decyzji wyjazdu, aczkolwiek brakowalo mi Polski i moich wlasnych wydeptanych w niej sciezek.
Od roku 1996 mialem dostep do internetu, zalozylem swoja witryne internetowa i zaczalem czytac i pisac o Polsce. W roku 1997 skonczylem pisanie ksiazki „Zaulki Zbrodni”, dostepnej w calosci na mojej witrynie wraz z glownymi dokumentami z opisywanego okresu (13 grudzien 1981 – 17 wrzesien 1983). Ksiazka wywolala wiele odpowiedzi i zdziwienie ze zyje i ze wogole istnialem. Dowiedzialem sie ze wraz z poczatkiem III RP zaczeto i przeprowadzono w Polsce dokladna czystke moich Sbeckich, prokuratordkich i sadowych dokumentow i sladow istnienia. Zostalo mi to co wywiozlem – a poniewaz zawsze bylem systematyczny i skrupulatny – zostaly mi oryginalne wtorniki urzedowe tak pracowicie niszczonych w Polsce walesowskiej dokumentow.
Ksiazke i przed jej wydaniem druklem i po jej wydaniu przekazalem do kilku adresatow, w tym do bylego Zarzadu Regionu I „S” i do IPN rownolegle ze skladanym w roku 2001 wnioskiem o dostep do dotyczacych mnie dokumentow. Istnienie tej ksiazki wywolywalo czesto konsternacje, czasami strach. Bo dokumentowala to co w wyniku czystki mialo nie istniec. Nie czuje sie specjalnie wyroznionym ta czystka – choc uwazam za miala ona zwiazek z moim rozstaniem sie z Walesa we wrzesniu 1983 roku. Wiem ze czyscili archiwa (w tym przypadku swoje, ale nie tylko) i Walesa i Michnik i cala grupa „autorytetow” zaklopotanych swoja rzeczywista przeszloscia. Ogladalem kilka filmow dokumentalnych, w tym posiadany do dzis film „Nocna Zmiana”, zawierajacy i owczesne wyjasnienia Lecha Walesy, i spoconego z mina zbitego psa Jacka Kuronia i baaardzo zdenerwowanych innych obalaczy Rzadu Olszowskiego. Dotarla tez do mnie, juz pozniej, pewna ilosc pokrewnych temu i podobnym wydarzeniom w III RP dokumentow, negatyuwow i relacji. Otrzymywalem opisy odbieranych przez moich bylych kolegow z ZR „S” dokumentow archiwalnych z zamazywanymi na czarno nazwiskami, co mnie samego zniechecilo do niepotrzebnej podrozy po ich odbior.
Tak wiec, Panie Walesa, z pewnymi wyjatkami to nie wyjezdzajacy z Polski Polacy zdradzili swoj Kraj – to ich zdradzono i sprzedano i sprzedaje sie do dzis zmuszajac do emigracji zarobkowej na zasadach czesto bardzo zblizonych do przymusowych robot w czasie WWII. Ci ktorzy Pana i panska „Polske” zdradzili wracaja z Dworca Victoria w Londynie z dziurami w portkach. To oni padli lupem i ofiara Pana prezydenytury i Pana kolesiow, libacje z ktorymi w Magdalence moze Pan znalezc na fotkach frontowej strony witryny „USOPAL”. Ja tez je (i inne) mam, ale szkoda mi na nie miejsca na moich witrynach. Dlaczego? – Bo wstydze sie okresu swojej przedstanowojennej nieswiadomosci, w ktorej uwazalem Pana za czlowieka uczciwego.
Pragne Pana zapewnic, ze w mojej drugiej Ojczyznie – Australii czuje sie znacznie lepiej niz z Panem czulbym sie w obecnej Polsce. I mysle ze nie czuje sie w tym odosobniony.
Miroslaw Krupinski
b. przewodniczacy ZR „S” Regionu Warminsko Mazurskiego
b. wiceprzewodniczacy KK „S” po I Zjezdzie.
Albany, Western Australia 18 kwietnia 2006, "
PRP - Mirosław Krupiński odpowiadając Lechowi Wałęsie
ReplyDelete