Nowe Państwo - historia: "W praktyce wyglądało to tak, że ubek nasłuchujący przy odbiorniku dzwonił co jakiś czas do dyżurnego obsługującego zagłuszarkę, informując go, że fala ucieka i trzeba dostroić nadajnik - w lewo albo w prawo. Było to trochę skomplikowane, ale nie było wyjścia, bo dyżurnym obsługującym nadajniki nie było wolno słuchać wrogich radiostacji - takie uprawnienia mieli tylko ubecy. Były i inne dowody nieufności UB w stosunku do personelu zatrudnianego przy zagłuszaniu. Na przykład we wrocławskim ośrodku przy ul. Krasińskiego zatrudniano głównie greckich komunistów, bo słabo rozumieli język i nie mieli kontaktów ze społeczeństwem polskim.
Symbol stalinizmu
W 1956 roku okazało się, że w oczach Polaków zagłuszanie stało się, chyba słusznie, najbardziej znienawidzonym symbolem stalinizmu. Podczas poznańskiego czerwca demonstranci zaatakowali i zniszczyli urządzenia w ośrodku przy ul. Dąbrowskiego (mimo to zagłuszanie nie ustało, bo nadal pracowały nadajniki w Puszczykowie). W czasie październikowych protestów i manifestacji żądanie przerwania zagłuszania formułowane było na czele listy postulatów. Z końcem października zbuntowali się pracownicy krakowskiej zagłuszarki i wezwali inne ośrodki do zaprzestania działalności. W listopadzie w Bydgoszczy demonstranci zniszczyli ośrodek nadawczy na Wzgórzu Dąbrowskiego. W tej sytuacji władza musiała się cofnąć - 24 listopada ogłoszono komunikat o rezygnacji z zagłuszania z dołączonym komentarzem, z którego wynikało, że było to podyktowane niedoborami energetycznymi. Oszczędzony tym sposobem prąd miał wystarczyć na zaopatrzenie w energię kilkunastotysięcznego miasta.
W styczniu 1957 roku, tuż po październikowym przełomie, poinformowano oficjalnie o wykorzystaniu sprzętu ze zlikwidowanych ośrodków. Do celów komunikacyjnych - twierdziły władze - przeznaczono 52 nadajniki używane poprzednio do zagłuszania, a 11 nadajników średniofalowych przekazano do nadawania programów Polskiego Radia. Dane te - choć zapewne zaniżone - dawały jednak pewne pojęcie o rozmiarach sieci zagłuszarek. Informacja zawierała także kłamstwo: nadajniki używane do zagłuszania nie mogły być wykorzystane do celów komunikacyjnych, były to bowiem prymitywne urządzenia, nie nadające się do niczego innego, poza wytwarzaniem warkotu.
Bratnia pomoc
Władze ostentacyjnie zlikwidowały najbardziej rzucające się w oczy zagłuszarki, jednak zagłuszanie nie ustało. Zirytowanym słuchaczom wyjaśniano, że zakłócenia pochodzą tym razem spoza terytorium Polski. Zapewne była w tym część prawdy - ale tylko część. Jan Nowak-Jeziorański pisał w Polsce z oddali, że amerykańskie służby goniometryczne zidentyfikowały 10 zagranicznych ośrodków, z których po 1956 roku zagłuszano audycje nadawane do Polski. Były to nadajniki w Symferopolu na Krymie, w Mohylewie Podolskim, Kiszyniowie, Mińsku, Witebsku, Czerniachowsku w okręgu Kaliningradzkim, Wilnie, Kownie, Munkaczu i Zlínie w Czechach. Twierdzenie gomułkowskiej ekipy o zaprzestaniu zagłuszania okazało się więc oszustwem. Zagłuszano w najlepsze nadal, zmieniono tylko lokalizacje zagłuszarek.
Pracownicy łączności, do których udało mi się dotrzeć, twierdzą, że słyszeli o umowie zawartej przez ZSRS i demoludy o wymianie wzajemnych świadczeń w zakresie zagłuszania; ze strony polskiej uczestniczyły w niej z całą pewnością działające także po 1956 roku ośrodki w Lidzbarku Warmińskim i w Tychowie koło Stargardu Szczecińskiego, które otrzymywały z Moskwy modulacje, rozkłady czasów i częstotliwości. Na przykład o ośrodku w Tychowie wiadomo, że jego cztery 50-kilowatowe nadajniki obsługiwały do 1984 roku Kazachstan i Azję Środkową. Z punktu widzenia skuteczności zagłuszania system międzynarodowej wymiany zakłóceń mógł okazać się tańszy i lepszy od poprzedniego - przynajmniej na niektórych zakresach. Wynika to ze specyfiki rozchodzenia się fal krótkich, których sygnał jest najlepiej słyszalny z odległości kilkuset lub nawet tysiąca kilometrów.
Polskie Radio - też
Bratnia pomoc nie mogła jednak załatwić problemu fal średnich, które trzeba było zagłuszać z bliska, a więc z terytorium Polski. Służyły temu z jednej strony średniofalowe stacje dużej mocy (między innymi w Woli Rasztowskiej i Tychowie), z drugiej - niewielkie nadajniki polskiej produkcji NRS1+1, rozmieszczone w dużych miastach, a także i w niektórych innych ważnych punktach kraju, na przykład na Gubałówce w Zakopanem. Wiele wskazuje też na to, że w największych aglomeracjach nie polegano tylko na zakłóceniach "importowanych" z sąsiednich krajów, lecz instalowano również zagłuszarki o lokalnym zasięgu, działające na falach krótkich (na przykład na ministerstwie komunikacji w Warszawie). Do zagłuszania wykorzystywano także Polskie Radio. Jan Nowak-Jeziorański w Polsce z oddali pisze o uruchomieniu IV Programu Polskiego Radia na falach krótkich, którego głównym zadaniem było nadawanie muzyki na częstotliwościach RWE.
W latach sześćdziesiątych utrzymywano w gotowości, a nawet rozwijano sieć ośrodków nadawczych, które można było wykorzystać jako zagłuszarki. Powstały między innymi duże, zlokalizowane w podziemnych bunkrach nadawcze ośrodki krótkofalowe w Toruniu, Poznaniu, Wrocławiu i Wiązownej koło Warszawy. Rezerwowy potencjał nadajników, które miały zagłuszać programy zachodnich radiostacji, został uruchomiony już po upadku Gomułki. Jan Nowak-Jeziorański pisze w Polsce z oddali, że 17 marca 1971 roku, a więc krótko po objęciu władzy przez Gierka, wznowiono intensywne zagłuszanie audycji Wolnej Europy z terytorium Polski. Amerykanom udało się wtedy namierzyć urządzenia zainstalowane między innymi w okolicach Kamienia Pomorskiego, Żagania, Nowej Rudy, Strzelina, Niemodlina i kilkunastu miejscowości Polski środkowej.
www.radiojamming.info
ReplyDeletearticles in polish