Wyzysk po amerykańsku:
"Pracodawcy z USA niemiłosiernie wykorzystują siłę roboczą znad Wisły
Oszukiwali nas przy wynagrodzeniach, pobierali trzy razy więcej pieniędzy za mieszkanie, trzymali nas nawet w baraku - wspomina Michał Sobieszek z Warszawy, który wyjechał do pracy w USA.
Otwarcie europejskich rynków pracy sprawiło, że w naszym kraju powstała ogromna liczba agencji oferujących pośrednictwo w zatrudnieniu za granicą. Michał Sobieszek w zeszłym roku wyjechał za pośrednictwem jednej z warszawskich agencji do Stanów Zjednoczonych w ramach programu Work & Travel. Miał to być miły wyjazd z możliwością poznania amerykańskiej kultury i zdobycia bezcennego doświadczenia. Takim się, niestety, nie okazał.
- W Warszawie zwróciłem się do firmy Student Adventure, która wysłała mnie do Springfield w stanie Massachusetts. Pracowałem tam w parku rozrywki Six Flags. Wynajmowano nam akademik na terenie kampusu. Normalny student płacił 20 dolarów za tydzień, a od nas pobierali sześćdziesiąt - wspomina Michał Sobieszek, student z Warszawy.
Work & Travel jest programem istniejącym na polskim rynku turystyki studenckiej od kilku lat. Każdego roku dziesiątki tysięcy studentów uczestniczą w takim programie. Pracodawca na ogół pomaga w znalezieniu mieszkania.- Kazano nam zapłacić 200 dolarów kaucji za mieszkanie na pokrycie ewentualnych szkód, co miało zniechęcić nas do ucieczki. Ponadto grożono nam, że jeśli przerwiemy pracę, to deportują nas do kraju.
Jak czytamy na stronie internetowej jednej z agencji zajmujących się wyjazdami studentów za granicę, parki rozrywki są rzadziej oferowane. Spodziewane wynagrodzenie to jednak bagatela 6-8 dolarów za godzinę. - W Warszawie informowano nas, że będziemy zarabiać 7 dolarów za godzinę. Na miejscu okazało się, że będziemy dostawać tylko 5,50 dolara za godzinę. Pracowaliśmy po osiem godzin, a wpisywano nam w grafikach, że tylko sześć albo pięć. Zależnie od humoru - żali się Sobieszek. Jak podkreślają organizatorzy programu, atutem są korzyści zarówno finansowe, jak i edukacyjno-poznawcze. Nie dla Sobieszka. Po trzech tygodniach postanowił opuścić to miejsce.
Stało się, jak obiecywali pracodawcy. Chciano ich deportować z kraju. - Policja i straż kampusu, które wezwali szefowie parku, miały nas przewieźć na lotnisko. Wyskoczyliśmy jednak w biegu z furgonetki, a potem przedostaliśmy się do Las Vegas - wspomina Sobieszek. Stolica hazardu stanęła przed nimi otworem. Tam pracowali przy prostych pracach porządkowych. Dziwny zbieg okoliczności sprawił, że pracodawca wysłał ich do parku rozrywki w Springfield na jednodniową wycieczkę pracowników. Był to jednak fortel.
- Six Flags dowiedziało się, że mamy przyjechać. Swoim pracownikom rozdali nasze zdjęcia, by mogli nas wyszukać w tym tłumie. No i złapali. Trzymali nas kilka godzin w zimnym i obskurnym baraku, czekając na przyjazd policji - kwituje pan Michał. Takie przypadki jak w historii naszego bohatera być może zdarzają się rzadko, ale niestety się zdarzają. Co powinny robić agencje, by temu zapobiec?
- Student, który wyjeżdża do pracy, dostaje listę niezbędnych telefonów. W przypadku jakichś nadużyć ze strony pracodawcy zawsze interweniujemy. Takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko - twierdzi Michał Włodarczyk, prezes agencji Student Adventure. Kto choć raz zdecydował się na taką formę spędzenia wakacji, próbuje zazwyczaj swych sił ponownie i nie wraca zawiedziony. Jeśli nie wierzycie, spytajcie znajomych, którzy przeżyli już swoją przygodę - czytamy na stronie internetowej Student Adventure.
Data: 2004-08-06
No comments:
Post a Comment
You can use some HTML tags, such as <b>, <i>, <a> You can type in the link:
<a href="http://chessforallages.blogspot.com/2010/05/my-policy-on-comments.html"> My Policy on Comments</a> → more info