"
Jako datę podjęcia tej decyzji wskazuje się lata 1983-1984. Wtedy lokalne władze komunistyczne rozpoczęły przygotowania do tej operacji. Tworzyły się nomenklaturowe spółki, które miały być materialnym zapleczem komunistów po upadku reżimu. Młodych, zdolnych działaczy wysyłano na zachodnie stypendia, by nauczyli się wolnego rynku i demokracji (Jadwiga Staniszkis nazwała tych ludzi pokoleniem '84). A przede wszystkim, we wszelkich strukturach państwa lokowano ludzi służ specjalnych. Po kilku latach przygotowań, ludzie z KGB uznali, że już czas. W 1988 roku po krajach Europy Środkowo-Wschodniej podróż odbył Władimir Kriuczkow, szef sowieckiej tajnej policji. Wtedy decydowano, która część opozycji jest „konstruktywna", a której nie należy zapraszać do rozmów.
Dramatis personae
Rolę policji politycznej w przygotowaniu w Polsce Okrągłego Stołu potwierdza naczelna rola generała Czesława Kiszczaka w rozmowach. Był to szef chyba najbardziej znienawidzonego resortu PRL - Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Odpowiedzialny za zbrodnie resortu w latach '80: zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki, Grzegorza Przemyka i wielu innych, nie wspominając już ludzi zabitych przez siły bezpieczeństwa w trakcie stanu wojennego. W przeprowadzaniu operacji Okrągłego Stołu Kiszczaka nadzorował oczywiście gen. Wojciech Jaruzelski. Postać równie mroczna. Bezgranicznie oddany władcom Kremla. Karierę zawdzięcza udziałowi w trzech haniebnych wydarzeniach: Antysemickiej czystce w Ludowym Wojsku Polskim podczas wydarzeń marca 1968, inwazji na Czechosłowację w sierpniu 1968 i masakr robotników Wybrzeża w 1970 roku. Poza tą dwójką należy wyróżnić także Stanisława Cioska, Aleksandra Kwaśniewskiego, czy Ireneusza Sekuły. Wszyscy oni w III RP porobili mniejsze czy większe kariery i zyskali nieformalny immunitet, chroniący ich przed odpowiedzialnością za przestępstwa dawne i współczesne.
Głównym opozycyjnym partnerem do rozmów komuniści uczynili nieliczne, acz wpływowe środowisko lewicy laickiej. Niezwykle radykalne, kiedy władza była silna, a ugodowe, kiedy stała się ona słaba. Głównymi postaciami tego środowiska byli Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Andrzej Celiński. Ich polityczne biografie początek mają w PZPR, tzw. nurcie rewizjonistycznym partii. Po stracie nadziei na budowę „socjalizmu z ludzką twarzą" przeszli na pozycje opozycyjne - budowali Komitet Obrony Robotników, następnie aktywnie działali w „Solidarności". Lata 1988-1989 to okres ich najściślejszego współdziałania z Lechem Wałęsą. Drugim środowiskiem opozycyjnym zaangażowanym w rozmowy była lewica katolicka, czyli środowisko „Więzi", „Tygodnika Powszechnego", Klubów Inteligencji Katolickiej i Znaku. Najbardziej znane osobistości tego środowiska to Tadeusz Mazowiecki, poseł na Sejm PRL z koła poselskiego Znak, w latach sześćdziesiątych, Andrzej Stelmachowski, czy Andrzej Wielowieyski. Oprócz nich w rozmowach brał udział oczywiście Lech Wałęsa i nurt związkowy opozycji, do którego można zaliczyć Zbigniewa Bujaka, Władysława Frasyniuka, czy Lecha Kaczyńskiego. Nurt związkowy był niejednorodny politycznie. Jego niektórzy przedstawiciele zbliżali się do nurtu lewicy laickiej, inni reprezentowali polityczne centrum.
Po owocach ich poznacie
6 lutego 1989 rozpoczął się wielki polityczny spektakl. Przy wielkim okrągłym stole przedstawiciele władzy i opozycji wygłosili kilka przemówień. Już następnego dnia rozpoczęły się rozmowy w „podstolikach". Oczywiście, nie nurt oficjalny był tu najistotniejszy. Podstawowe ustalenia zapadały na tajnych rozmowach kierownictw obu delegacji w willi MSW w słynnej Magdalence. Stąd wziął się mit o tajnych porozumieniach z Magdalenki. W rzeczywistości, żadnych niejawnych umów w Magdalence nie spisywano. Nie było takiej potrzeby. Lepszym gwarantem niemal nie wypowiedzianych, lecz raczej dorozumianych ustaleń, była zadziwiająca wręcz atmosfera fraternizacji lewicowej części opozycji z komunistyczną władzą. Wyrażała się ona we wspólnym pijaństwie, natychmiastowym zawieraniu przyjaźni, bądź po prostu odświeżaniu starych znajomości, jeszcze z czasów ZMP.
W tej atmosferze zawarto kontrakt, który można najkrócej streścić w ten sposób: komuniści oddają część władzy wybranej przez siebie grupie opozycyjnej, w zamian przejmują znaczną część państwowej własności, a opozycja się temu biernie przygląda. Dla lepszego zamaskowania prawdziwych intencji, spisano obszerny dokument, obejmujący ustalenia w wielu najróżniejszych dziedzinach - od ustaleń politycznych, aż po górnictwo, czy ochronę środowiska. Większość z nich nigdy nie miała zostać zrealizowana, ważny był tylko kontrakt polityczny. Mimo szybkiegok odejścia od litery porozumienia, jego duch długo jeszcze ciążył nad życiem politycznym i ekonomicznym naszego kraju.
CDN.
"
Z niebytu - zniebytu.salon24.pl
29/04/2008 o 21:10
Panie redaktorze, wiem, że Pan się nie dziwi, przecież to typowa przedstawicielka polactwa. Czy nie pamięta Pan, że była gwiazdą telewizyjną stanu wojennego. Pozdrawiam.
29/04/2008 o 22:41
Prymitywne myslenie. Pana teorie bankrytuja, co jak jak widze, niczego
Pana nie uczy. Pana osiagniecia sa mierne, wiec probuje Pan obrzucac blotem tych, ktorzy Pana dorobku nie traktuja powaznie, a ktorym Pan nie siega do piet. A Panscy klakierzy maja pewnie ten sam problem, oczywiscie na ichnim mikro-poziomie. Czytanie Pana tekstow i “przeswietnych” komentarzy PiS-elity to jak studium ciekawych przypadkow psychiatrycznych;-) Skad tyle nienawisci wynikajacej z wiary w ubeckie papiery? Pewnie to jedyne pocieszenie dla miernot, ktore tylko w ten sposob mialy szanse zajac lepsze miejsce w hierarchii spolecznej, niz wynikajace z ich banalnej przecietnosci:) Nowe elity mialy wytopic sie w ubeckim szambie. Po takiej kompieli niestety zapach szamba nie znika.
29/04/2008 o 21:14
To co pan napisał to w Polskiej rzeczywistości banał. Tylko i aż. Każda ekipa realizuje go na swój własny sposób, dorabiając specyficzną ideologię. Z czysto ludzkiego punktu widzenia jest to rzecz jasna naturalne, bo trudno jest opluwać najbliższych przyjaciół, znacznie łatwiej przychodzi obwinienie tej drugiej strony, nawet jeżeli to ona właśnie jest tą poszkodowaną. W przestrzeni publicznej funkcjonuje to dokładnie tak samo, zbiorowo - jesteśmy duszą i ciałem za naszymi chłopakami, którzy ostrzelali wioskę i naszego nastawienia w znacznym stopniu nie zmieni to, czy byli, czy nie byli winni. Panie Rafale zdarzeń/osób podobnych do pani Lipińskiej jest w naszej polityce mnóstwo i czasem myślę, że komentowanie ich jest po prostu stratą czasu i dla pana i dla nas. Sensacją byłoby dla mnie gdyby np. pani Lipińska dla odmiany powiedziała coś sensownego.